Tarcza antykryzysowa III – o niezrozumieniu przepisów

Kłopot z komentowaniem „tarczy” wynika z tego, że art. 15g posiada wiele wad prawnych i logicznych. Z tym jednak można sobie jakoś radzić. Zresztą po to jesteśmy prawnikami, aby rozwiązywać problemy wykładnicze. Nie potępiam przy tym twórców przepisu. Przepis art. 15 g jest bowiem oparty na z gruntu błędnych założeniach. Dlatego być może – przy ich podtrzymywaniu – nie da się go napisać dobrze. Trzeba po prostu uprościć założenia.  Przykładowo, obniżenie wymiaru do 0,8 nie ma żadnego sensu, a komplikuje wiele spraw od urlopów przez chorobowe.

Zwłaszcza, że twórcy przepisu wpadli chyba w pułapkę. Rzecz w tym, że przepis art. 15g jest pozornie kopią art. 5 ustawy z 2013 r. Sądzę jednak, że autorzy, chyba nieświadomie nie zauważyli, że ustawa z 2013 nie zajmowała się dofinasowaniem wypłaconego wynagrodzenia, ale przyznawała pracownikom świadczenie uzupełniające do obniżonego wynagrodzenia. Tymczasem art. 15g nakazuje wypłacić wynagrodzenie, które następnie państwo częściowo refunduje pracodawcy.

Ujmując rzecz inaczej, ustawa z 2013 r pozwala płacić pełnoetatowemu pracownikowi wynagrodzenie w kwocie np. 1.800 PLN, ale  pracownik otrzymuje świadczenie w kwocie np. 800 PLN. W ten sposób osiągaliśmy wynagrodzenie minimalne.

Wypłacenie i obniżenie wynagrodzenia

Tymczasem 15g stanowi, że pracodawca musi wypłacić wynagrodzenie, do którego dostaje dofinansowanie. A mimo to, musi jeszcze (tak nakazuje ustawa) owo wynagrodzenie obniżyć.

Ujmując rzecz jeszcze inaczej. Ustawa z 2013 r. dofinansowuje pracującego pracownika, a „tarcza” dofinansowuje  pracodawcę. A to nie jest to samo.

Efekt jest np. taki, że bez specjalisty z zakresu prawa pracy pracodawca nie poradzi sobie np. z dofinansowaniem przestoju tam, gdzie pracownik obecnie zarabia wynagrodzenie minimalne.

Przypomnijmy raz jeszcze, że w celu uzyskania środków publicznych, pracodawca obejmujący pracownika przestojem ekonomicznym ma obowiązek obniżyć mu wynagrodzenie, ale nie mniej niż do poziomu minimalnego. A skoro ktoś zarabia 2.600 PLN, to wynagrodzenia – przynajmniej na pozór – obniżyć go nie można. A skoro nie można obniżyć, to nie będzie dofinansowania.

W przypadku ustawy z 2013 rzecz jest prosta. Pracodawca obniża wynagrodzenie poniżej minimalnego, a państwo dopłaca świadczenie.

Niepewność dofinansowania a koszty

Ale powyższy efekt ni jest jedynym. To w zasadzie szczegół. Przede wszystkim problem jest w tym, że pracodawca, który nie ma pewności, że otrzyma dofinansowanie, musi utrzymać obecnie poziom kosztów dla niego nieakceptowalnych. Tymczasem ustawa z 2013 takiego wymogu nie nakładała.

Wtedy też sens miała redukcja zatrudnienia. Towarzyszyła jej bowiem obniżka wynagrodzenia „od zaraz” z nadzieją na dofinansowanie. Koszty były więc ograniczane natychmiast. Teraz trzeba wypłacić i czekać, nie mając pewności, że cokolwiek otrzymam. To zupełna zmiana filozofii. Mam nadzieję, że nieświadoma.

[Stan prawny na: 03.04.2020 r.]

Arkadiusz Sobczyk

*Artykuł podlega ochronie prawnej na podstawie przepisów ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (tekst jednolity z 2006 r., Dz.U. nr 90, poz. 631 z późn. zm.).